Magda, kim jesteś? Co teraz robisz? Czym się zajmujesz?
Dwa lata temu mówiłam, że zostanę Hugo Kołłątajem polskiej edukacji i jestem na dobrej drodze. Na 98% jestem bardzo zadowolona z tego, co robię w życiu. Po dwudziestu latach pracy w szkole, półtora roku temu założyłam z Iwoną Kiwerską firmę szkoleniową na licencji amerykańskiej.
Realizuję programy wynikające z licencji, ale planuję też programy autorskie, na które na razie nie mam czasu. Pracuję ze szkołami, nauczycielami, z domami dziecka, z instytucjami edukacyjnymi, szkoląc z kompetencji miękkich, które nie wiadomo dlaczego nazywają się kompetencjami XXI wieku.
Jak powstawała wizja tego kim jesteś dzisiaj? Czy dziś widzisz jakieś etapy tego procesu?
W perspektywie zawsze widzi się etapy… Pamiętasz przemówienie Jobsa na Stanfordzie? Mówi w nim, że całe jego życie to były kropki, których sensu i rozmieszczenia nie rozumiał i dopiero patrząc na nie z perspektywy czasu widzi, że te wszystkie kropki łączą się i układają w logiczny wzór. Mam wrażenie, że i ja wiele tych kropek postawiłam w życiu, nie mając pojęcia dlaczego, i dopiero jak jak się odwróciłam, to zobaczyłam, że to regularny i sensowny wzór, że wszystko to mnie do czegoś prowadziło. Ewidentnie jest to proces, który trwa od dawna – ma górki i dołki. Zakręty, trudne decyzje i przejścia – ale to one uruchamiają w nas rezerwy, i dzięki nim robimy się bardziej kreatywny.
Pamiętasz taką pierwszą kropkę w swoim życiu?
Nie wiem czy pierwszą, ale ważną. Pamiętam, że poszłam na studia coachingowe, nie wiedząc czym jest coaching. Coś mi się tam kołatało, ale niewiele. Rok studiów kompletnie przewrócił mi w głowie, zmienił postrzeganie siebie i swojej roli. Funkcjonowałam w szkole, w pewnym systemie, ale zaczęłam patrzeć na siebie i na to co mogę, kim jestem, w zupełnie inny sposób! To tak jakby ktoś mnie wyjął z butów i wsadził w inne. To był rok, który mi przeorał mi świadomość. Rok względu w siebie, głębokich rozmów rozmów, refleksji, trudnej pracy nad sobą. Wtedy jeszcze nie wiedziałam dlaczego to w ogóle robię.
To co było impulsem, żeby tam się znaleźć?
Nie była to do końca świadoma decyzja. Chciałam sobie postudiować, poznać coś nowego, fajnego, bo bardzo lubię się uczyć, ale nie miałam wcale jasnej wizji co te studia mają mi dać, ani co potem będę robić. W połowie już wiedziałam, że nie będę się zajmować coachingiem osób dorosłych, ale zaczęło mi się to sklejać z innymi rzeczami w moim życiu: ze szkołą, z młodzieżą, i kiedy wróciłam do szkoły, w której pracowałam, zaczęłam modyfikować swoje stanowisko w szkole i swoją pracę. W efekcie odeszłam, choć dość długo się z tą decyzją woziłam.
Nie pamiętam skąd się dowiedziałam o tych studiach. Chyba z kosmosu. Nie była racjonalna decyzja, raczej impuls.
Jest taka teoria, którą wszyscy znamy, że jeżeli zaczynasz robić to, co Cię naprawdę kręci, to wszechświat zaczyna współpracować. To się nazywa synchroniczność. Wiem, że tak jest i teraz nawet wymuszam pewne sytuacje, które sprawiają, że to się zaczyna naprawdę dziać i mam niesamowitą frajdę gdy udaje się sprowokować wszechświat.
Jak się prowokuje wszechświat?
To dwie bardzo konkretne i praktyczne umiejętności: pro aktywność i informowanie. Jeśli wszechświatowi nie dasz jasnego sygnału, że on ma coś zrobić, to on nie zareaguje, wiec musisz cos zrobić, musisz wysłać sygnał że czegoś chcesz, że czegoś potrzebujesz. To jak biblijne „proście, a będzie wam dane.”
„Proście, róbcie coś“ czyli samo myślenie nie wystarcza?
Myślenie wręcz ogranicza! To tzw. racjonalne myślenie gdzieś trzeba na moment wyłączyć i zaufać, że coś się zadzieje, ale też fizycznie trzeba zadziałać coś zrobić, gdzieś pójść, napisać, spotkać się i zobaczyć co z tego wyniknie. A im bardziej to się robi, to tym bardziej się to dzieje. Jak u Kubusia Puchatka: „im bardziej pada śnieg, tym bardziej pada śnieg“.
Mam na to dowody z ostatniego tygodnia: powstała nowa idea, i nagle pojawiają się odpowiedni ludzie i możliwości, oni mają kolejne pomysły, ktoś zna kogoś kto może pomóc. To nie jest przypadek, znów jest jakiś wzór, którego do końca dziś nie rozumiem, ale może zrozumiem za 2-3 lata albo za dziesięć.
Zaciekawiło mnie gdy mówiłaś o racjonalnym umyśle i o tym, że on przeszkadza. Wiele moich klientek mówi, że umysł jest „największym blokującym“ ich odważne decyzje. Co byś im poradziła?
Mam ten sam problem, ten głosik ciągle się włącza i mówi na przykład: „to jest jakieś szaleństwo, co ty wymyśliłaś“, „to się nie uda“ . Ale trzeba go albo udusić albo dać mu się wygadać, a potem powiedzieć „no dobra, wygadałeś się, a ja teraz spróbuję po swojemu“. Jednocześnie, nie zachęcam do marzeń bez żadnego przytwierdzenia do podłoża. Lubię strategię Disneya w której nie mieszasz marzycieli ze sceptykami, bo pomiędzy nimi jest zawsze bufor w postaci realistów.
Byłam dzieckiem, które miało dużo pomysłów. A z pomysłami jest tak, jakbyś miała poletko ze swoimi inspekcikami i z tysiące sadzonek. Wiele z nich zmarnieje, ale kilka, albo nawet jeden może wzejdzie, gdy będzie dobre nasłonecznienie i inne warunki. Pomysły trzeba siać, jak mówi klasyk i patrzeć na to co wzejdzie, pielęgnować.
Czasami warto oczywiście wejść na poziom sceptyka i powiedzieć sobie – to się nie uda, to nie wzejdzie i przekierować uwagę na to, co rokuje – niemniej jednak zawsze warto jest mieć jakiś nadmiar – bo tylko część pomysłów przeżywa.
Powiedziałaś, że już jako małe dziecko miałaś dużo pomysłów – czy wtedy już wiedziałaś że jest to Twój talent?
Nie, nie wiedziałam, w dodatku miałam takie sygnały z otoczenia, że coś jest nie tak, że znowu mam pomysł, z tym słowem znowu. Moja mama tak mówiła – o matko, Magda znowu ma pomysł!
Wtedy mnie to jakoś raniło, ale z tego wyrosłam, przepracowałam to i jako dorosła kobieta zdałam sobie sprawę z tego, że to jest ogromny zasób, a nie deficyt. Mam za to inne braki . Nauczyłam się traktować tę moją umiejętność mnożenia pomysłów jako ewidentny talent.
A jak odkrywałaś swoje inne talenty?
Hmm…. powoli. Próbując.. i wchodząc w sytuacje, które są poza moją strefą komfortu, zawsze robiąc coś odrobinę, albo nawet bardzo wbrew sobie, tylko po to żeby zobaczyć czy ja to dam radę zrobić. Tak jest z każdą nauką w życiu – żeby się czegokolwiek nauczyć, żeby poczuć się mocniej w czymkolwiek, musisz zaryzykować i musisz zobaczyć: ok – dałam radę, albo nie dałam – i ok. Ale na ogół dajemy radę. Eleanor Roosevelt mówiła, że codziennie powinniśmy robić jedną rzecz, której się trochę boimy.
Pamiętasz jakieś swoje wyjście poza sferę komfortu?
Pamiętam oczywiście! Szereg. Mam przyjaciela, Rafała, który jest jeszcze gorszy niż ja jeśli chodzi o ilość pomysłów i inspiracji, prawdziwy gejzer. i zawsze jak się spotykamy to jest dużo zamieszania, olśnień i machania rękami. To on mi pokazał kiedyś wykłady na TED. Jakby mi wszechświat otworzył. Zobaczyłam, że tym moim uczniom tyle ciekawych rzeczy można pokazać, że możemy dyskutować i że możemy taki TEDx zorganizować w szkole. Efekt był taki, że nasi uczniowie zorganizowali konferencję. Pamiętam, jak siedząc na widowni pomyślałam: „te dzieciaki są takie fajne, zdolne i odważne i ja chciałabym też kiedyś wystąpić na takim TED albo na czymś podobnym.” No i wystąpiłam w zeszłym roku (Appendix) i miałam straszną tremę. Porównywalną do sytuacji, gdy miałam 11 lat i brałam udział w konkursie recytatorskim. Miałam wrażenie, że jestem przepychana przez jakąś siłę wyższą z etapu do etapu, no i w końcu wygrałam.
Tu było podobnie – wyszłam na scenę i mimo strachu poczułam, że to jest dokładnie to co chcę robić: chcę mówić do ludzi, patrzeć na twarze ludzi i na ich reakcję. A potem zeszłam ze sceny i pomyślałam sobie – no i co? Trzęsłaś się jak barani ogon ale masz to już za sobą. I jak trzeba by było mówić do dwa razy większej widowni to też byś to zrobiła.
Jak wygląda twoja droga od momentu, w którym podjęłaś decyzje o zmianie? Jaka ona jest? Czy były już na niej jakieś momenty zwrotne?
Ta moja droga w ogóle nie jest prosta. Mam takie wrażenie, że fantastyczną metaforą życia, a już zwłaszcza mojego ostatnio jest zapis elektrokardiogramu. Góra, ostry dołek, górka, ale najgorzej jest gdy ta krzywa się wypłaszcza, bo to znaczy ze zbliżasz się niechybnie do momentu w którym nie żyjesz.
Więc kiedy miałam ostatnio pretensje do życia, że coś tam nie wyszło i się zawaliło, to sobie pomyślałam – ale chwila, no przecież to jest dokładnie to: jestem teraz w dołku i zaraz to się wybiję do góry i będę na przeciwległym końcu. Mój ojciec, który jest scenarzystą zawsze mówi mi, że trzeba poczekać na to, co będzie w następnym odcinku… I to mnie trzyma w kupie, gdy jest niefajnie. Bo przecież zawsze coś jest!
Czyli uruchamiasz taką ciekawość i ona ci pomaga przejść przez trudniejsze momenty?
Strach nadal jest, ale tak, ta ciekawość bardzo pomaga. Punktów zwrotnych było bardzo dużo, ale powiedziałabym, że w momencie podjęcia decyzji o założeniu firmy, ciągle spotykam kogoś albo okoliczności układają się w taki sposób, że utwierdzają mnie w przekonaniu, że powinnam to nadal robić.
To są małe i duże znaki, to są ludzie, którzy się pojawiają ze swoimi talentami, które były mi akurat potrzebne. Na przykład kiedy potrzebowałam logo, sama w życiu bym nic nie zaprojektowała. A tu nagle pojawia się Dominika i mówi – to ja trzasnę ci to logo! I rzeczywiście trzasnęła – piękne i profesjonalne.
Potem pojawiły się też rzeczy mierzalne, na przykład opinie ludzi o naszych szkoleniach. I jak się siedzi w domu z winkiem i czyta takie opinie, to po prostu się chce robić kolejne szkolenie.
A ja jestem ciekawa czy gdy przypominasz sobie siebie sprzed lat 5 albo 10 – to czy masz poczucie że się zmieniłaś?
Tektonicznie!
Co się tak tektonicznie w Tobie zmieniło?
Widzę, że mam dużo większy spokój w sobie, ale nie utraciłam jednocześnie wysokiej osobistej energii. Energię miałam zawsze, ale spokoju w różnych sytuacjach rzeczywiście się nauczyłam. To nie znaczy oczywiście, że ja się nigdy niczym nie denerwuję, Boże broń!
Ale są pewne techniki – twarde umiejętności, nie żadna magia. Jedna z nich pochodzi z programu szkoleniowego, który prowadzę i który traktuję jako pewnego rodzaju software życiowy. Otóż kiedy coś się wali – staram się patrzeć na swój krąg wpływu – czyli na to, co mogę zrobić w tej sytuacji. A potem odpuszczam to, czego nie mogę. To nawyk, który w sobie wyrobiłam.
Mam też ulubione ulubione buddyjskie powiedzenie „i to też minie“, które ratuje mnie trudnych chwilach. W dobrych jest trochę gorzej, bo nikomu nie chce się myśleć o tym, że to też minie. Albo mówiąc słowami mojego ojca – trzeba poczekać na to, co będzie w następnym odcinku.
No właśnie mówiąc o odcinku – jakie masz plany, nadzieje i cele?
O rany. Teraz jestem znowu na etapie inspektów i siania nowych pomysłów i jeszcze się boję mówić o konkretach, wiem natomiast, że jestem na dobrej drodze. Na pewno wspieranie innych ludzi, młodych przede wszystkim, ale nie tylko. To jest konsekwentna ścieżka, którą będę szła, ale gdzie ja się zatrzymam i dokąd dojdę? Nie mam jeszcze pojęcia. Wiem tylko, że idę w dobrym kierunku.
Co to dla Ciebie znaczy być w kontakcie ze sobą?
Być w kontakcie ze sobą, zrozumieć siebie i to jest praca na całe życie! Żałuję, że nie weszłam na tę drogę wcześniej, choć generalnie staram się też nie żałować, i cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem. Dla mnie bycie w kontakcie ze sobą oznacza, że prawdziwie akceptuję siebie i to kim jestem. I nie mam na myśli tej strasznej krzywdy którą nam zrobiła tzw.psychologia pozytywna. „Możesz wszystko!”. Nie. Mówię o tym, że warto mieć świadomość swoich talentów, ale też też przepuścić je przez racjonalny filtr. Nieźle tańczę i mogę oczywiście planować, że zostanę solistką Teatru Wielkiego, ale może to być trudne do osiągnięcia w tym życiu.
Z drugiej strony chodzi o to, żeby się nie ograniczać. Dwa lata temu z pozycji pani nauczycielki nie wyobrażałam sobie, że będę kobietą, która stworzy własną firmę.
Wczoraj dostałam telefon i dowiedziałam się, że jestem finalistką konkursu na Businesswoman Roku w kategorii start up, i to jest właśnie to, czego sobie w najśmielszych snach nie wyobrażałam,
Moim ulubionym filmem jest Hobbit. Opowiada między innymi o tym, co się stanie gdy wystawisz stopę poza próg własnego domu. Ja byłam Hobbitem pół życia i nagle coś, jakiś Gandalf sprawił, że zrobiłam pierwszy krok i wiem, że nie ma już powrotu. Czasem jeszcze resztką sił chcesz się przytrzymać klamki, ale już jest za późno, już idziesz.
Na ścianie budynku przy Grochowskiej jest mural, który bardzo lubię, jest na nim napisane: „Pierwszy krok rzadko bywa do tyłu”.
To byś radziła ludziom? Gdyby Cię tak pytali o radę, co zrobić żeby żyć w kontakcie ze sobą? Gdyby Cię pytali Magda powiedz – od czego mam zacząć?
Puść klamkę. To nie jest żadna magia. Wiem jak to jest, bo widzę te wszystkie osoby, które puściły klamkę i co się z nimi dzieje, widzę jak ich życie rozkwita i nie chcę powiedzieć, że ono jest proste, że nie ma zakrętów. Ale to ludzie żyją z pasją, żyją w prawdzie wobec siebie, akceptują siebie na zasadzie: wiem co potrafię i jednocześnie wiem, że mogę siebie jeszcze jeszcze zaskoczyć. Ci, którzy robią to, do czego są powołani przyciągają do siebie innych, czują że ci ludzie mają w sobie jakąś prawdę która z nich prześwieca, to jest sexy.
Czy jest coś o czym nie porozmawiałyśmy a bardzo chciałabyś się tym podzielić?
Kiedy już było się nauczycielem, zostaje się nim na zawsze. Myślę, że jeśli jest się w takim momencie życia jak ja teraz, to ma się obowiązek inspirowania innych do zmiany. Chciałabym żyć w kraju w którym ludzie robią to, do czego są powołani, a że pracuje w środowisku w którym ludzie są bardzo sfrustrowani, bo są przekonani ze powinni robić w życiu cos innego, albo mają niskie poczucie własnej wartości, to ogromną frajdą jest stwarzać warunki w których ludzie uświadamiają sobie jacy są ważni i ile potrafią. I odkrywają, że mogą robić fajne rzeczy, gdziekolwiek i kimkolwiek są.Uważam, że poza samorealizacją, jest jeszcze drugi poziom –inspirowanie i wspieranie innych. Stephen R. Covey napisał „Siedem nawyków”, a potem się ocknął i popełnił jeszcze„8 nawyk” – mój ulubiony. Ósmy nawyk jest o tym, żeby być latarnią dla innych, inspiracją. Tak przecież uczą też dzieci – patrząc na nas i na to co robimy.
Magda, gdybyśmy dziś pisały twoja biografię to jakbyś ją zatytułowała?
Myślę, że zatytułowałabym ją : „Puść klamkę” albo „Pierwszy krok rzadko bywa do tyłu” 🙂
Pozwól że tak zatytułuję nasz wywiad. Dziękuję za fantastyczną rozmowę!