Poprzedni post o refleksji w japońskim stylu pisałam z przyjemnością, bo zastanawianie się nad życiem to coś co bardzo lubię i chyba nigdy mi się nie znudzi. Gdy na warsztatach japońskiej psychologii zostało powiedziane, że mamy naturalną inklinację w kierunku albo refleksji albo działania, wiedziałam że dowiem się ciekawych rzeczy o sztuce podejmowania działania i że może mi nie być z tą wiedzą łatwo, bo będę musiała się dokładniej przyjrzeć się swoim przekonaniom na ten temat. I tak się stało.

A zaczęło się od mocnego uderzenia. Na ekranie pojawiły się uśmiechnięte twarze Whitney Houston, Steve’a Jobsa, Janusza Korczaka i Wacława Havla a pod każdym z tych zdjęć widniała inna liczba, na przykład pod zdjęciem Whitney 17,718. Bystra grupa szybko odgadła że liczby oznaczają liczbę dni które każda z tych osób przeżyła. Brr, po co o tym w ogóle myśleć? – zapytają z obrzydzeniem Ci co unikają wszystkiego co im przypomina o własnej śmiertelności.

Odpowiedź jest bardzo konkretna: po to aby odpowiedzieć sobie na pytania: Jak najlepiej chcę wykorzystać czas który jest jeszcze przede mną? Czy jest coś co chciałabym w życiu zrobić a odkładam to już kolejny miesiąc albo rok? Jak chcę przeżywać swoje codzienne życie w sposób który ma dla mnie sens? Wiedza o tym, że każdy z nas ma przeciętnie do przeżycia 30 tysięcy dni może straszyć, ale może też mobilizować.

To co mnie niesamowicie w japońskiej psychologii ujęło, to zaakceptowanie, że być może nigdy nie będziemy się czuli stuprocentowo gotowi na zmiany, a lęk, neurotyczne myśli i snucie czarnych scenariuszy to coś co będzie nam stale towarzyszyć. Że nawet warsztaty rozwojowe, mądre książki, motywacyjne cytaty i inspirujące power speeche mogą się okazać pomocne tylko trochę i nie łagodzić całkowicie naszych obaw. Co więcej może być też tak, że tylko z grubsza zorientujemy się co do kierunku w którym chcemy zmierzać a nasze powołanie, cel czy zamierzenie wcale nie jaśnieje na niebie jak południowe słońce. I co wtedy?

Zacznij ZANIM poczujesz się w pełni gotowy/a

Mówi nam na to Shoma Morita twórca japońskiej psychologii. Nie przygotowuj się przez całe życie, nie czekaj aż wszystko się ułoży perfekcyjnie, aż Twój wewnętrzny krajobraz się uładzi, wyprostuje i zalśni blaskiem prawdy. Po prostu zacznij i obserwuj wszystkie myśli i uczucia które się w Tobie pojawiają. Zaakceptuj to że są i prawdopodobnie stale będą ci towarzyszyć. 

Zacznij działanie od czegoś, niech to będzie mały krok, ale go zrób. Jeśli nie masz całkowitej jasności co do swojego celu, masz zapewne chociaż jej ogólny obraz.Powiedzmy że chcesz napisać książkę, ale jest to na razie tylko bardzo ogólna idea, szkic, koncepcja bez szczegółów. To co możesz zrobić, to dotrzeć do osób które już książkę napisały i zadać im szereg pytań. Jeśli dotarcie do pisarzy przekracza twoje możliwości, możesz poszukać wywiadów w których autorzy opowiadają o tym jak powstawały ich książki. Możesz zrobić listę potencjalnych tematów na które chcesz pisać. Działając sprawdzasz w praktyce swoje założenia i możesz je modyfikować Jeśli okaże się że to nie jest twoja droga to z niej zawrócisz, ale bogatsza/y o wiedzę która płynie z doświadczenia.

Po postawieniu pierwszego kroku zapytaj siebie „jaki jest kolejny mały krok który mogę zrobić?” Kolejne małe kroki z czasem składają się na dużą zmianę.

Wyjdź z zaklętego kręgu „lubię” i „nie lubię”

Kolejną wskazówkę przyjęłam z gigantycznym oporem. No bo w końcu jak to? Nauczyć się robić to czego nie lubisz robić, robić to co musi zostać zrobione? A gdzie epifania i uśmiech, który nie schodzi z ust skoro realizujemy swoje marzenia? Przecież wielkim życiowym decyzjom z reguły towarzyszy marzenie – a na pewno u mnie tak było – że oto teraz będę zajmować się tylko tym co lubię i tylko tym w czym jestem dobra, a tym samym uniknę tego czego nie lubiłam robić. Przyjrzenie się z bliska rzeczywistości pokazuje, że nadal stoją przede mną zadania których nie lubię, oceniam jako żmudne i nudne, jak również takie które są trudne, bo wiążą się z obawami i niepewnością. Przekroczenie tego mentalnego „lubię” i „nie lubię” japońska psychologia widzi jako wyraz wewnętrznej wolności.

Unikanie tego co mamy zrobić drenuje nas energetycznie gdyż stale „nosimy” w sobie zadania których unikamy. Jest wiele strategii unikania zajęcia się tym co ważne: moją ulubioną jest czekanie na ten „właściwy” stan emocjonalny w którym będzie mi łatwiej to zrobić. Innym popularnym sposobem jest zajęcie się czymś innym i przekonanie samych siebie ze jest to wyjątkowo pilne zadanie, które po prostu nie może czekać 🙂

Pracuj z tymi warunkami które masz

Na sesji jogi próbowaliśmy ostatnio wykonać wyjątkowo wymagającą asanę. Zapytałam nauczyciela czy do jej zrobienia nie trzeba mieć po prostu dłuższych rąk? –moje wydawały mi się zdecydowanie za krótkie. „Każdy ma to co ma” odpowiedział z uśmiechem i wrócił do tłumaczenia grupie tajników pozycji.

Szeroko rozumiane warunki, w których żyjemy i działamy, nigdy nie będą idealne. Kolejna wskazówka sztuki podejmowania działania jest taka aby przestać na takie czekać.Umysł nam chętnie i usłużnie podpowie dlaczego obecna sytuacja i obecne warunki są niewystarczające i co się musi zmienić abyśmy mogli wziąć się za realizację swoich zamierzeń. Wszyscy to znamy: zacznę gdy zakończę ten i drugi i trzeci kurs, zacznę gdy się przeprowadzę albo wynajmę biuro, zacznę gdy zarobię wystarczająco dużo pieniędzy, zacznę gdy poczuję się silna wewnętrznie.

Świadomość, że ten idealny moment może nigdy nie nastąpić pozwala nam zacząć realizować nasze zamierzenia bez tracenia czasu.

Skupiać się na działaniu A NIE na wynikach tego działania.

Nasz zachodni umysł tej zasady kompletnie nie chce zaakceptować. Przecież właśnie rezultat, to jest to co się liczy i o co nam chodzi i z tego też wyniku rozliczamy sami siebie. Cała metodyka stawiania celów jest przecież o tym:wizualizacja tego co chcesz osiągnąć, postawienie realistycznych, ambitnych i osadzonych w czasie celów ma nam pomóc sprawdzić jak blisko lub daleko od nich się znaleźliśmy.

A jednak.. owoce naszych działań zależą od nas tylko częściowo, nie mamy wpływu na wszystko. Kiedy bezwarunkowo wierzymy we własną sprawczość, to gdy rezultaty nie okażą się takie jak założyliśmy czeka nas rozczarowanie, szukanie winnych, kwestionowanie własnej wartości a z czasem nawet zgorzknienie i wycofanie się.

Jedna z moich klientek zdecydowała się po latach pracy w dużej organizacji założyć własną firmę. Po kilku latach prowadzenia działalności powiedziała mi: „Tak naprawdę gdy zaczynasz to na 90% rzeczy nie masz wpływu. W biznesie prawdziwego znaczenia nabiera termin „zarządzanie zmianą”. Nic nie jest stałe,wszystko się zmienia. Możesz mieć najlepszy biznes plan, podpisane umowy ale i tak zawsze coś się wysypie. Dlatego tak wiele osób się poddaje i wraca na etat. Ja zaś myślę że to taka przygoda, jakbyś jechał do innego kraju bez przewodnika. Nawet jak jesteś super przygotowany to i tak cię coś zaskoczy. Trzeba wyciągać wnioski, iść dalej i nie opierać się – te nowe rzeczy zazwyczaj pokazują kierunek lub otwierają inne drzwi.”

Na co więc mamy wpływ? Na swoje działanie. Nasze wysiłki są prawie zawsze w obrębie naszej decyzji i naszego wpływu. Skupiając się na działaniu, w naturalny sposób przenosimy naszą uwagę z przyszłości w której zawieszone są nasze cele, na teraźniejszość w której realizujemy nasze działania. Przenosimy się z czegoś co istnieje w naszej wyobraźni do rzeczywistości. To redukuje lęk który wiąże się z myślami na temat przyszłości.

Ci, których nie przeraża myśl że mamy do przeżycia tylko określony czas mogą sprawdzić ile dni już za nimi tutaj:

https://www.timeanddate.com/date/duration.html

#działaj #startnow #ifnotnow #japanesepsychology #shomamorita

Similar Posts